Podczas długiego majowego weekendu, kiedy Wy smażyliście się
w ogródkach warzywnych i piwnych w wiosennym słoneczku, tutaj było szaro, buro
i deszczowo. Np. kiedy wracałyśmy raz z Ferii w cygańskich kieckach, musiałyśmy
schować się w najbliższej pizzerii, bo po ulewie na modłę biblijnego potopu
dopadł nas...grad.
Tymczasem od poniedziałku zaczął się piekielny piekarnik,
przypominając, ze znajdujemy sie w najgorętszym punkcie Europy, cieszącym się
(złą) sławą bezlitosnego słońca. Tak, tak, tubylcy od zawsze próbują mnie
nastraszyć, twierdząc ze nie przeżyje, zwiędnę, rozpuszczę się, szczęście dla
mnie, że w lipcu i sierpniu mnie tu nie będzie, bo nie wiem, co znaczy sewilski
upal. Ja natomiast, jako zatwardziała wojowniczka sprawy Przesuńmy Polskę O
Kilka Równoleżników W Dół Sp. Z.o.o. (departament
To-niesprawiedliwe-że-oni-mają-te-same-problemy-a-o-tyle-cieplej), śmiejąc sie
perliście odpowiadałam w afekcie „Kocham gorąco! Bez słońca marnieję, żyć mi
się odechciewa! To niesprawiedliwe, że macie te same problemy...” itd., itp.
(nagłówek "Zmierz się z brzydką pogodą" wciąż figuruje)
W dniu, w którym wypowiem słowa Wolę śnieg niż to obrzydle,
nienawistne słonce, będę musiała na nowo przemyśleć mój system wartości, to
pewne. Ale przyznam, że miewam chwile zwątpienia w mojej bezwarunkowej miłości,
kiedy wychodzimy z Kristiną z pracy na 20-minutowy spacerek-kalwarię przez patelnię nagrzaną do ok. 35ºC, z ulgą stwierdzamy, że budynek metra wciąż jest na swoim
miejscu, a w metrze włączyli klimę, po czym z niego wysiadamy i zabawa w pocenie
i topienie zaczyna sie od nowa. W poniedziałek byłam jeszcze w dżinsach, i
zapewne był to ostatni raz w Sewilli. Sandały założyłam dopiero dzisiaj,
starając się opóźnić moment usuwania warstw odzieży, skoro jak to perliście
śmieją się sewilijczycy, „to jeszcze nic, to jest wiosna, kochanie!”. Jak
wchodzisz do domu, masz wrażenie, że wchodzisz do lodówki - nie trzeba dodawać,
że z ulgą i chętnie. Coraz mniej pledów na noc, coraz więcej pryszniców w ciągu
doby.
I w końcu – sezon na moje najdroższe gazpacho oficjalnie rozpoczęty, bo
jest to potrawa idealna w tych okolicznościach.
Dla ciekawych podaje przepis, choć to chyba trochę nie na
Wasze klimaty --> na przyszłość (kiedy moja Sprawa zdobędzie gdzieś większość
absolutną). Ilość składników jest dowolna, podaję tutaj na moje oko– jak ktoś
woli ostrzejsze smaki, doda więcej cebuli i czosnku, zwolennicy gęstych mazi –
więcej chleba. Zwolennicy gazpacho dodadzą więcej wszystkiego!
Andaluzyjskie gazpacho (wym. gaspacio)
- 4-5 dojrzałych na słońcu pomidorów
- ½ dużego ogórka
- ½ zielonej papryki
- ½ średniej cebuli
- Ząbek czosnku
- Wnętrze bułki lub dwóch kromek chleba lub kawałek starego chleba namoczonego w wodzie (ale uwaga – jeśli dodasz za dużo chleba i gazpacho wyjdzie pomarańczowe, oznacza, ze wyszło ci salmorejo)
- Sól, pieprz
To wszystko razem miksujemy (najlepiej w malakserze lub
blenderze, byle nie pryskało), po czym przesiewamy przez sitko z pomocą drewnianego tłuczka. Ci, którzy lubią ziarenka mogą nie przesiewać – przepisów
na gazpacho jest tyle, ile w Andaluzji gospodyń domowych.
Doprawiamy oliwą i wstawiamy na porządne chłodzenie do
lodówki.
Podajemy ze zgrzankowaną bułką i - zwłaszcza jeśli wisi nad nami
sewilskie lub inne dające w kość słońce – lodem.
Co to za tekst w ,, o mnie"??
OdpowiedzUsuńprzypomina naszego polskiego Grechutę:
Nie dokazuj,miła,nie dokazuj,
przecież nie jest z ciebie znowu taki cud,
nie od razu,miła,nie od razu
stopisz serca mego lód!
Nie ma to jak jednak pogadać o pogodzie.Temat bezpieczny,zawsze aktualny,nikogo nie dotykający!
super z tym przepisem ! zabłysnę jako brat prawie z krwi i kości sewilijki i zrobię je w wawie kumplom jako że się wybieram po wizę :D piwko i gaspaczo, ot co! :D
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńmamma Mia: jest to stare polsko-sefardyjskie tango, wedlug niektorych autorstwa Tuwima:
OdpowiedzUsuńhttp://www.youtube.com/watch?v=azrLQsv7dJA
bobol: jak to prawie??? Pamietaj, ze gazpacho najlepiej sprawdza sie w upaly i nie zapomnij o grzaneczkach ischlodzeniu piwka!
przepraszam, ale myślisz, że podając przepis wymigasz się od zrobienia tego nam po powrocie???
OdpowiedzUsuńmy tutaj na razie nie mamy "dojrzałych na słońcu pomidorów"
Alez wymigiwac sie absolutnie nie zamierzam - zwlaszcza, ze zrobienie gazpacho zajmuje max. 5 minut;) Po prostu uzaleznilam sie od blogow kulinarnych (wczoraj nudzac sie tu niemilosiernie zrobilam przeglad wszystkich Twoich) i tez mi sie zachcialo opublikowac przepis!
OdpowiedzUsuńno to dobrze, bo juz się przestraszyłam!
OdpowiedzUsuńa z blogami kulinarnymi to uważaj - to jest uzależniające! I do tego często frustrujące - jak siedzisz w pracy, znajdujsze tysiące super przepisów, a nie ma czasu tego wszystkiego zrobić... a potem żółty segregator tylko rośnie...
Juz jestem uzalezniona, takze nic nie poradze. A gruby zolty segregator mi sie nieraz przydal wiec sie nie frustruj!
OdpowiedzUsuńOstatnio postanowiłem wspomnieć iberyjskie klimaty i będąc w delagacji zamówiłem Gazpacho w restauracji w Kielcach. Knajpa była na niezłym poziomie, ale bez przesady. (Moja zupka kosztowała koło 12 zeta) Nazywało się "Gazpacho peruwiańskie".
OdpowiedzUsuńTo co dostałem to brązowego koloru breja, doprawiona na ostro, z kilkoma czerwonymi fasolkami i kilkoma ziarenkami żółtej kukurydzy. W niczym nie przypominało zamieszczonego powyżej specjału, chociaż kelnerka polecała to wcześniej. Powinni chyba wyciąć z nazwy tej pozycji "azpacho", resztę zostawić i wtedy byłaby to bardziej odpowiednia nazwa. Nie zamawiajcie tej zupy w Kilecach.
Kochany, jak zamawiasz "gazpacho peruwiańskie" to nie możesz się skarżyć, może w Limie tak to wygląda??
OdpowiedzUsuńTak czy owak - nie zamawiajcie tej zupy w Kielcach, tylko w sewilskich barach!
w niedzielę robiłam ciasto z rabarbarem z żółtego segregaora - TO ciasto i cały czas myślałam o Tobie :)
OdpowiedzUsuńnie wiem czemu, ale kojarzy mi się z Tobą
Mmm TO ciasto! Przeslij mi kawalek, nasz piekarnik nie dziala!
OdpowiedzUsuń