wtorek, 28 lutego 2012

Dzień Andaluzji

Czyli święto. Święto, czyli nie idzie się do pracy. Idzie tylko jedna, samotna osóbka przez puste ulice....naprawdę, kiedy dziś o 8 zdążałam w stronę tzw.metra (które tylko czasami zanurza się pod ziemię, i jeździ z częstotliwością czasem i co 8 minut co dla mnie,wrodzonej warszawianki, jest oburzające) nie było nikogo, żywej duszy, czy jak to się mówi po hiszpańsku, nawet Boga. Bo jak się później chodzi spać, to się i później wstaje - a to właśnie jest wymarzony kraj dla "sów". 
Także dziś byłam wytypowana na jednego z dwóch kozłów ofiarnych, które musiały przyjść do biura w święto - ale w sumie wyszłam na tym dobrze, bo mam za to jeden dzień wolny, a w biurze było spokojnie i przyjemnie jak nigdy, dużo konkretnych spraw do załatwienia.
Natomiast na kolacji byliśmy u innej Włoszki - Simony, która mieszka z dziewczynami z Ceuty, bo zaprosiła nas na domową prawdziwą pizzę.
A na deser zdjęcie z jednego z niezliczonych spacerów, które wg mnie naprawdę mi się udało:



Choć Noemi uważa, że to jest lepsze, bo budynek ma ładny kolor:

czwartek, 23 lutego 2012

Pierogi polsko-ruskie pod flagą czerwono-żółtą

W niedzielę odbyła się w naszym mieszkaniu polska kolacja. Jako, że nigdy nie nauczyłam się właściwie odliczać proporcji, narobiłam farszu dla całego garnizonu.  Poza naszym domowym składem przybyli głównie znajomi Noemi, i było nas w końcu chyba z 12 osób! Jak było do przewidzenia, szczególnym powodzeniem cieszyła się wersja smażona, bo w Hiszpanii smaży się wszystko i w głębokim tłuszczu.

Noemi i Luis dzielnie-lepiący:




Promocja polskiej kuchni zakończyła się powodzeniem, z tego co wiem nikt się nie zatruł, a wręcz przeciwnie:




I najmłodszy uczestnik, Daniel:



A tutaj migawka z codzienności, czyli wspólne kolacje:




Federica, która zawsze woli zjeść wszystko do końca niż zostawić:








wtorek, 21 lutego 2012

Nadejście Don Routera

Uwaga, uwaga: nadszedł nareszcie Router, który w magiczny, sobie tylko wiadomy sposób wytwarza nam w domu internet! Zdecydowanie ułatwi to nam komunikację międzyludzką, zwłaszcza zagraniczną.

Zdjęcie z 1.sewilskiego spaceru (spytałam właściciela straganu, czy mogę zrobić zdjęcie jego truskawkom, bo w zimnym kraju, z którego pochodzę, nikt w to nie uwierzy):




niedziela, 19 lutego 2012

Włosy

Przede wszystkim, trzeba wyjaśnić jedną sprawę: mój brat Kuba NIE MA rudych włosów, tak jak to się wydaje na zdjęciu.

Po drugie, muszę pędzić do domu, żeby skończyć lepienie ruskich (czyt.polskich) pierogów w ilości garnizonowej, bo dziś jemy polską kolację, a ja jak zwykle nie umiem obliczyć proporcji.

Ponadto, jest 19 a słońce błogosławione wciąż nam świeci - w ramach obiadu byłam dziś z częścią rodzinki z Ceuty (Marta i Kike junior) na pikniku nad rzeką, słońce przygrzewało jak oszalałe (ok.25 stopni). Podobno jutro mamy już mieć internet, co zdecydowanie ułatwi mi życie.

sobota, 18 lutego 2012

Buenos dias



Witam wszystkich Gości serdecznie!!!

Zacznijmy od tego, że niestety ten blog nie będzie tak obfity jak poprzedni (http://tortillaflat.blog.onet.pl/) – calutkie dni spędzam tu przed komputerem, więc ponowne doń zasiadanie wieczorami jest jedną z ostatnich rzeczy, na jakie mam ochotę  (marzy mi się raczej przekopanie ogródka, lub chociażby wykopanie jednego rowu).

Zacznijmy więc może raczej od tego, że właśnie zmieniłam tapetę z tej:



na tą:


ponieważ wieczne śniegi wydają mi się jakoś nie na miejscu, podczas gdy dajmy na to w tej właśnie chwili mam przed sobą dwie gigantyczne palmy.

Praktyki są jak na razie ciężkawe: organizacja eventów dla ZwalczNude.pl było zadaniem zdecydowanie wdzięczniejszym niż ślęczenie nad plikami w tej wieży Babel jaką jest moja firma (ledwo co przestawiłam się na hiszpański, a pierwszy dzień spędziłam nad robótkami po angielsku, podczas gdy skupienie się utrudniały mi zdecydowanie rozmowy po niemiecku prowadzone przy moim stole – więcej niż połowa personelu to Niemcy).

Jednak jest to cena, jaką muszę płacić za przebywanie w tym pięknym mieście!!!
Poza tym, współlokatorki mi się – jak zwykleJ - udały. Dwie Włoszki, Noemi i Federica, z którymi naprawdę dobrze mi się żyje.

Eh, jak ciężkie jest życie ludzi pracy! (Głęboki ukłon w stronę wszystkich Ludzi Pracy, zwłaszcza mojego Padre, którego na to narzekania nigdy na me własne uszy nie usłyszałam). Wstajesz skoro świt lub przed nim, pędzisz do roboty, jesteś w niej cały dzień, po czym wracasz aby przygotować jedzenie na obiad następny i padasz trupem do łóżka… Jak piękne jest życie ludzi studiujących!