Także dziś byłam wytypowana na jednego z dwóch kozłów ofiarnych, które musiały przyjść do biura w święto - ale w sumie wyszłam na tym dobrze, bo mam za to jeden dzień wolny, a w biurze było spokojnie i przyjemnie jak nigdy, dużo konkretnych spraw do załatwienia.
Natomiast na kolacji byliśmy u innej Włoszki - Simony, która mieszka z dziewczynami z Ceuty, bo zaprosiła nas na domową prawdziwą pizzę.
A na deser zdjęcie z jednego z niezliczonych spacerów, które wg mnie naprawdę mi się udało:
Choć Noemi uważa, że to jest lepsze, bo budynek ma ładny kolor: