Podczas długiego majowego weekendu, kiedy Wy smażyliście się
w ogródkach warzywnych i piwnych w wiosennym słoneczku, tutaj było szaro, buro
i deszczowo. Np. kiedy wracałyśmy raz z Ferii w cygańskich kieckach, musiałyśmy
schować się w najbliższej pizzerii, bo po ulewie na modłę biblijnego potopu
dopadł nas...grad.
Tymczasem od poniedziałku zaczął się piekielny piekarnik,
przypominając, ze znajdujemy sie w najgorętszym punkcie Europy, cieszącym się
(złą) sławą bezlitosnego słońca. Tak, tak, tubylcy od zawsze próbują mnie
nastraszyć, twierdząc ze nie przeżyje, zwiędnę, rozpuszczę się, szczęście dla
mnie, że w lipcu i sierpniu mnie tu nie będzie, bo nie wiem, co znaczy sewilski
upal. Ja natomiast, jako zatwardziała wojowniczka sprawy Przesuńmy Polskę O
Kilka Równoleżników W Dół Sp. Z.o.o. (departament
To-niesprawiedliwe-że-oni-mają-te-same-problemy-a-o-tyle-cieplej), śmiejąc sie
perliście odpowiadałam w afekcie „Kocham gorąco! Bez słońca marnieję, żyć mi
się odechciewa! To niesprawiedliwe, że macie te same problemy...” itd., itp.
(nagłówek "Zmierz się z brzydką pogodą" wciąż figuruje)