piątek, 27 kwietnia 2012

Wszystkie jesteśmy księżniczkami


Masz racje Asiula – kiecki są raczej ludowo-tandetne niż gustowne i z klasą.

Ale prawdą jest, że każda kobieta, która takową założy, wygląda pięknie – bo trajes de flamenca (czyli te suknie) są 100-procentowo kobiece.



środa, 25 kwietnia 2012

Niespodzianka na biurku

Przyszedlszy dzis, po 1,5-dniowym chorobowym do biura, znalazlam na biurku przepiekna karteluszke, a na niej:


Feria 2012
INVITACION
Caseta "La Nuestra"
C/ Joselito el Gallo, 189
Válida para dos personas


Czyli innymi slowy, zaproszenie od tajemniczgo darczyncy do jego casety, wazne dla 2 osob. Ha!

wtorek, 24 kwietnia 2012

Feria de Abril już trwa

Musicie wybaczyć ostatnie opustoszenie i pokrywanie się kurzem bloga (a także utrudnienia w kontaktach mailowo-skypowych): otóż w Sewilli zaczęło się prawdziwe lato oraz prawdziwa Kwietniowa Feria. A w mojej buzi równie prawdziwe zapalenie dziąsła, czego złośliwą konsekwencją jest antybiotyk akurat na cały tydzień Ferii. Ilość rebujitos musi wobec tego zostać ograniczona do niezbędnego minimum.

Sewilijczycy są szaleni na punkcie Ferii: wielomiesięczne przygotowania, branie kredytu na kieckę, jedzenie i picie, wynajmowanie casety za wielkie pieniądze jest czymś nie budzącym zdziwienia.

Feria to gigantyczna przestrzeń pełna caset, czyli takich namioto-budek (urządzonych duuuużo lepiej niż nasze mieszkanie;). Ci, którzy posiadają własną casetę (partie, firmy, związki zawodowe, co bogatsi ludzie), mogą do niej zapraszać kogo chcą - ale bez zaproszenia się tam nie wlezie (no, chyba że sposób "na Antonio", który polecił mi Jose z mojej pracy: Marta, ustawiasz się przy wejściu i wołasz: "Antooonioo! To ja!", z pewnością będzie tam jakiś Antonio, który ci odmacha). Także póki co próbujemy się wepchnąć do jakichś znajomych znajomych.

Wczoraj - poniedziałek - początek Ferii, tradycja żeby zjeść pescaito frito, czyli smażoną rybkę, co też sumiennie wypełniliśmy. Po czym należy zobaczyć o 12 w nocy jak zapala się Brama do wejścia na Ferię, reprezentujące zawsze jeden z sewilskich zabytków, tym razem Kościół Zbawiciela (znany już nam z Semany Santy):

(W tłumie wizytująca nas teraz familia Fede)

środa, 18 kwietnia 2012

Semana Santa: odsłona 2



Ciąg dalszy (ciąg uprzedni: http://sewillijki.blogspot.com.es/2012/04/jednak-semana-santa-odsona-1.html#more), choć ze sporym opóźnieniem, ale następuje.

Moment wyjścia i wejścia paso jest zawsze spektakularny, a zwłaszcza levantamiento (podniesienie), kiedy costaleros wstają, i cała wielka konstrukcja skacze jakiś metr w górę.


Tutaj w oddali i w ciemności możemy dostrzec spiczaste kaptury nazarenos:


wtorek, 17 kwietnia 2012

Nowe, wspaniale biuro

Nasza firma rozpoczela nowy etap nieustannego rozwoju i przeniosla sie w godne swego prestizu miejsce, na tzw. Poligon przemyslowy, gdzie inne wielkie i prezne korporacje maja swoje siedziby.

Ach, to nie ironia! Nasze gigawarsztaty, w ktorych tworza sceny na ewenty; sale, w ktorych drukuja potezne afisze; hale, w ktorych wisza lampy o niebywalych mocach, naprawde robia wrazenie. Kolorki mamy teraz bialo-pomaranczowe, nasza gastronomiczna cela zmienila sie w przyzwoita jadalnie z dwoma mikrofalami (takze nie tworzy sie juz kolejka burczacych kiszek); krzesla przystosowuja sie ladnie do krzywizn kregoslupa i ogolnie wiecej jest przestrzenii zyciowej. A co dla mnie osobiscie najistotniejsze: jako ze pierwsza koncze praktyke, posadzono mnie przy osobnym stoliku, w dodatku w miejscu absolutnie strategicznym, bo na koncu dlugiej sali (przy czym na drugim jej krancu znajduja sie, przeszklone oczywiscie, biura szefow). W czwartek zdobywalismy doswiadczenie w zakresie zwierzeta juczne, targajac caly dobytek najpierw w dol ze starego biura, potem w gore (juz bez ekspresowej windy, niestety) na nowym miejscu. Dla poprawienia nastrojow nagrodzono nas Telepizza.

Siedze teraz blizej okna i mam widok na oliwny gaj.

czwartek, 12 kwietnia 2012

Z powrotem w pomarańczarni

Dziś odkryłam wspaniały warzywniak, gdzie dokonałam równie wspaniałych zakupów:

  • oferta 5 kg pomarańczy za 2 euro
  • domowe wino równie taniuchne
  • i nareszcie pomidory o jakimś logicznym, prawdziwym kolorze, bo to co sprzedają w supermarketach ma konsystencję i smak plastiku:



czwartek, 5 kwietnia 2012

A jednak: Semana Santa odsłona 1

A jednak widziałam sewilski Tydzień. "Widziałam" to zresztą mało powiedziane - w tym momencie warto wręcz zacytować polskiego barda, bo Semanę "widać, słychać i czuć".

Pomimo: prognoz, że będzie padać; ponurych zapewnień sewilczyków, że będzie padać; mojej pesymistycznej pewności, że będzie padać, opartej na polskim wieloletnim doświadczeniu, że jak rano niebo wygląda jak gruba, mokra pierzyna szarej waty, słońca nie będzie; i w końcu pomimo deszczu samego w sobie - pasos wyszły. 

Zerwałyśmy się więc w niedzielno-palmowy poranek - niebo zapowiadało się marnie. Czuć było w powietrzu, jak umysły i dusze sevillanos - nawet tych pogrążonych jeszcze we śnie - skoncentrowane są na pytaniu "Czy będzie dzisiaj padać?". Zapowiadana procesja z palmami nie odbyła się, oczywiście z obawy przed czyhającym deszczem. 

Ale palmy otrzymano.