wtorek, 24 kwietnia 2012

Feria de Abril już trwa

Musicie wybaczyć ostatnie opustoszenie i pokrywanie się kurzem bloga (a także utrudnienia w kontaktach mailowo-skypowych): otóż w Sewilli zaczęło się prawdziwe lato oraz prawdziwa Kwietniowa Feria. A w mojej buzi równie prawdziwe zapalenie dziąsła, czego złośliwą konsekwencją jest antybiotyk akurat na cały tydzień Ferii. Ilość rebujitos musi wobec tego zostać ograniczona do niezbędnego minimum.

Sewilijczycy są szaleni na punkcie Ferii: wielomiesięczne przygotowania, branie kredytu na kieckę, jedzenie i picie, wynajmowanie casety za wielkie pieniądze jest czymś nie budzącym zdziwienia.

Feria to gigantyczna przestrzeń pełna caset, czyli takich namioto-budek (urządzonych duuuużo lepiej niż nasze mieszkanie;). Ci, którzy posiadają własną casetę (partie, firmy, związki zawodowe, co bogatsi ludzie), mogą do niej zapraszać kogo chcą - ale bez zaproszenia się tam nie wlezie (no, chyba że sposób "na Antonio", który polecił mi Jose z mojej pracy: Marta, ustawiasz się przy wejściu i wołasz: "Antooonioo! To ja!", z pewnością będzie tam jakiś Antonio, który ci odmacha). Także póki co próbujemy się wepchnąć do jakichś znajomych znajomych.

Wczoraj - poniedziałek - początek Ferii, tradycja żeby zjeść pescaito frito, czyli smażoną rybkę, co też sumiennie wypełniliśmy. Po czym należy zobaczyć o 12 w nocy jak zapala się Brama do wejścia na Ferię, reprezentujące zawsze jeden z sewilskich zabytków, tym razem Kościół Zbawiciela (znany już nam z Semany Santy):

(W tłumie wizytująca nas teraz familia Fede)



Rozświetlenie Bramy:

W casetach odbywało się to, co zwykle dzieje się w casetach, czyli jedzenie, picie i tańczenie sevillanas:





A Feria jest teraz wszędzie, suszy się na sznurkach na pranie:
(jako, że ten sznurek dochodzi do naszego mieszkania, pokusa żeby przeciągnąć kieckę na naszą stronę jest silna)

i wygląda z reklam piwa ("Somos Sur. La Feria eres tu" - "Jesteśmy Południem. Feria to TY"):

A jeśli ktoś z Was wyjdzie dziś na sewilską ulicę, z łatwością odkryje, że większość kobiet ubrana jest w trajes de flamenca (tutaj zdjęcie sprzed miesiąca, kiedy już oczywiście większość miała je kupione, z dobranymi kwiatolcami i kolczykami): 


Cóż...jednak chyba dziś również pójdziemy tam spróbować szczęścia, także czas zacząć się doprowadzać do porządku;)

6 komentarzy:

  1. Zaraz,to są namioto-budki?? Urządzone dużo lepiej niż nasze mieszkania?? Wyobrażałam to sobie jako takie duże daszko-namioty ze wzmocnionej folii,jak to się nazywa,pawilon ogrodowy czy coś w tym stylu,wiesz o co chodzi? A w nich białe plastikowe krzesła i chybotliwy niewielki stolik na wydeptanej nierównej trawie.Wiesz o co mi chodzi? Widzę że się grubo myliłam...

    OdpowiedzUsuń
  2. wow... no i co - poszczęściło Ci się?

    OdpowiedzUsuń
  3. nie poczuj się urażona, ale piękne to te sukienki nie są:P

    OdpowiedzUsuń
  4. mamma Mia - oj grubo, grubo sie mylilas...cos czuje ze nie masz Ty sewilskich korzeni ("nie jestesmy w.Darkiem" etc.)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wrecz teraz sobie mysle, ze za nazwanie casety "namioto-budka" mozna by od tubylca niezle oberwac...jakie tam budki, to sa normalne domki! tylko w miniaturce. "Caseta" to zreszta zdrobnienie od "casa", czyli dom.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak widac,wychodzą korzenie PRL-owskie...

    OdpowiedzUsuń