Sewilijczycy są szaleni na punkcie Ferii: wielomiesięczne przygotowania, branie kredytu na kieckę, jedzenie i picie, wynajmowanie casety za wielkie pieniądze jest czymś nie budzącym zdziwienia.
Feria to gigantyczna przestrzeń pełna caset, czyli takich namioto-budek (urządzonych duuuużo lepiej niż nasze mieszkanie;). Ci, którzy posiadają własną casetę (partie, firmy, związki zawodowe, co bogatsi ludzie), mogą do niej zapraszać kogo chcą - ale bez zaproszenia się tam nie wlezie (no, chyba że sposób "na Antonio", który polecił mi Jose z mojej pracy: Marta, ustawiasz się przy wejściu i wołasz: "Antooonioo! To ja!", z pewnością będzie tam jakiś Antonio, który ci odmacha). Także póki co próbujemy się wepchnąć do jakichś znajomych znajomych.
Wczoraj - poniedziałek - początek Ferii, tradycja żeby zjeść pescaito frito, czyli smażoną rybkę, co też sumiennie wypełniliśmy. Po czym należy zobaczyć o 12 w nocy jak zapala się Brama do wejścia na Ferię, reprezentujące zawsze jeden z sewilskich zabytków, tym razem Kościół Zbawiciela (znany już nam z Semany Santy):
(W tłumie wizytująca nas teraz familia Fede)
Rozświetlenie Bramy:
W casetach odbywało się to, co zwykle dzieje się w casetach, czyli jedzenie, picie i tańczenie sevillanas:
A Feria jest teraz wszędzie, suszy się na sznurkach na pranie:
(jako, że ten sznurek dochodzi do naszego mieszkania, pokusa żeby przeciągnąć kieckę na naszą stronę jest silna)
i wygląda z reklam piwa ("Somos Sur. La Feria eres tu" - "Jesteśmy Południem. Feria to TY"):
A jeśli ktoś z Was wyjdzie dziś na sewilską ulicę, z łatwością odkryje, że większość kobiet ubrana jest w trajes de flamenca (tutaj zdjęcie sprzed miesiąca, kiedy już oczywiście większość miała je kupione, z dobranymi kwiatolcami i kolczykami):
Cóż...jednak chyba dziś również pójdziemy tam spróbować szczęścia, także czas zacząć się doprowadzać do porządku;)
Zaraz,to są namioto-budki?? Urządzone dużo lepiej niż nasze mieszkania?? Wyobrażałam to sobie jako takie duże daszko-namioty ze wzmocnionej folii,jak to się nazywa,pawilon ogrodowy czy coś w tym stylu,wiesz o co chodzi? A w nich białe plastikowe krzesła i chybotliwy niewielki stolik na wydeptanej nierównej trawie.Wiesz o co mi chodzi? Widzę że się grubo myliłam...
OdpowiedzUsuńwow... no i co - poszczęściło Ci się?
OdpowiedzUsuńnie poczuj się urażona, ale piękne to te sukienki nie są:P
OdpowiedzUsuńmamma Mia - oj grubo, grubo sie mylilas...cos czuje ze nie masz Ty sewilskich korzeni ("nie jestesmy w.Darkiem" etc.)
OdpowiedzUsuńWrecz teraz sobie mysle, ze za nazwanie casety "namioto-budka" mozna by od tubylca niezle oberwac...jakie tam budki, to sa normalne domki! tylko w miniaturce. "Caseta" to zreszta zdrobnienie od "casa", czyli dom.
OdpowiedzUsuńJak widac,wychodzą korzenie PRL-owskie...
OdpowiedzUsuń