Także dziś byłam wytypowana na jednego z dwóch kozłów ofiarnych, które musiały przyjść do biura w święto - ale w sumie wyszłam na tym dobrze, bo mam za to jeden dzień wolny, a w biurze było spokojnie i przyjemnie jak nigdy, dużo konkretnych spraw do załatwienia.
Natomiast na kolacji byliśmy u innej Włoszki - Simony, która mieszka z dziewczynami z Ceuty, bo zaprosiła nas na domową prawdziwą pizzę.
A na deser zdjęcie z jednego z niezliczonych spacerów, które wg mnie naprawdę mi się udało:
Choć Noemi uważa, że to jest lepsze, bo budynek ma ładny kolor:
Mam nadzieję, że zdobyłaś przepis na prawdziwą domową pizzę?
OdpowiedzUsuńZdjęcia super! Poproszę więcej!
Pomarańcze na drzewach w lutym... tutaj nawet liści nie ma... :(
Mi tam się pierwsze bardziej podoba:P
OdpowiedzUsuńJuż rozumiem dlaczego hiszpanie są uważani za leniwych,komu by się chciało pracować jak można leżeć i gapić się w niebo:):):)
Jak to wrodzonej warszawianki??? Oburzające
OdpowiedzUsuńA zatem po pierwsze, pizza była m.in. z ziemniakami, serem pleśniowym oraz tuńczykiem, w każdym razie super cieniutkie ciasto.
OdpowiedzUsuńPo drugie, święta racja, właśnie to mi się nasuwa codziennie jak jestem w pracy - po prostu leżeć:)
Po trzecie, W-rodzonej czyli nie rodzonej ale W-rośniętych (jak jemioła) w W-arszawę!
Marta jest już nasza! ot co!
OdpowiedzUsuńpizza z ziemniakami??? brzmi... ciekawie? dobra była?
weź przepis, koniecznie!
a zupa z następnego wpisu wygląda i brzmi bardzo egzotycnie i interesująco - jak wyszła w smaku?